Rozmowa z dr Pauliną Florjanowicz, dyrektor Narodowego Instytutu Muzeów

Zachęcamy do lektury wywiadu z dr Pauliną Florjanowicz, dyrektor Narodowego Instytutu Muzeów, przeprowadzonego w ramach EMYA2025. Rozmawiamy o roli polskich muzeów w Europie, znaczeniu nagrody EMYA oraz wyzwaniach, przed którymi stoi współczesne muzealnictwo.

Patrycja K. Roman: Doroczna konferencja i ceremonia wręczenia nagród Europejskiego Muzeum Roku to jedno z najważniejszych wydarzeń w europejskim muzealnictwie. Jakie znaczenie ma fakt, że gospodarzem tegorocznej edycji jest polskie muzeum – Muzeum Pamięci Sybiru?

Paulina Florjanowicz: To, że finały nagrody EMYA odbywają się w Polsce – i fakt, że gospodarzem wydarzenia jest właśnie Muzeum Pamięci Sybiru – mają ogromne znaczenie na wielu poziomach. Przede wszystkim to szansa dla samego muzeum, by zaprezentować się różnorodnej, międzynarodowej publiczności związanej z muzealnictwem. To wyjątkowa okazja do pokazania swojej misji i narracji w szerokim, europejskim kontekście.

Ale to wydarzenie ma też istotne znaczenie dla całego polskiego sektora muzealnego. Po raz kolejny, w ciągu zaledwie dekady, Polska jest gospodarzem finałów EMYA, co pokazuje, że nie tylko jesteśmy aktywni w tej europejskiej przestrzeni, ale też systematycznie umacniamy swoją pozycję jako lider nowoczesnego muzealnictwa.

I wreszcie ma to również znaczenie na poziomie państwowym. Tematyka, którą porusza Muzeum Pamięci Sybiru, ma szansę wybrzmieć na forum międzynarodowym z całą swoją wagą. A nie ma co ukrywać – dla publiczności z Europy Zachodniej jest to temat w dużej mierze nieznany, często niezrozumiały, a przez to tym bardziej potrzebujący opowiedzenia.

Zatem to wydarzenie ma potężne znaczenie na trzech poziomach: muzealnym, sektorowym i państwowym. Podobnie zresztą było w 2018 roku, gdy gospodarzem finałów EMYA było Muzeum POLIN, które wcześniej, w 2016 roku, zdobyło główną nagrodę. Wtedy również prezentacja tysiącletniej obecności społeczności żydowskiej na ziemiach polskich okazała się dla międzynarodowej publiczności czymś odkrywczym i poruszającym.

P. R.: Odnosząc się do szansy, jaką niesie ze sobą rola gospodarza finałów EMYA – wspomniała Pani, że to także okazja, by tematyka podejmowana przez Muzeum Pamięci Sybiru mogła wybrzmieć szerzej i dotrzeć poza granice Polski.

P. F.: Tak, wydaje mi się, że to jest właśnie jedna z kluczowych ról, jaką odgrywa nagroda EMYA. To szansa nie tylko na pokazanie nowoczesnego, imponującego muzeum, bo to już zostało bezsprzecznie potwierdzone – zostali Państwo zweryfikowani na najwyższym możliwym poziomie, i należą się za to ogromne gratulacje.

Ale teraz pojawia się kolejna, równie ważna możliwość: wykorzystanie tej platformy, by dotrzeć z Waszą misją do międzynarodowej publiczności. Chodzi przecież o coś znacznie głębszego – o przybliżenie historii zesłań na Sybir i w głąb Rosji, a także całej problematyki związanej z paktem Ribbentrop-Mołotow. Przy czym, z mojego doświadczenia wynika, że dla dzisiejszego odbiorcy – nawet w Polsce – lepiej mówić o pakcie Hitler–Stalin. Nazwiska Ribbentropa i Mołotowa niewiele dziś mówią, a przecież sens tego sojuszu i jego konsekwencje są kluczowe dla zrozumienia losów Europy Środkowo-Wschodniej.

To również okazja, by opowiadać o historii narodów naszego regionu – tych, które przez wieki znajdowały się w cieniu Imperium Rosyjskiego, w jego różnych odsłonach. I to jest przestrzeń, która wciąż wymaga odkrywania i opowiadania na nowo, zwłaszcza poza granicami Polski.

P. R.: Jakie wartości i idee promuje EMYA i czy są one zgodne z kierunkami rozwoju nowoczesnego muzealnictwa w Polsce?

P. F.: To, co EMYA wyróżnia, to nowoczesność i innowacyjność – ale nie w sensie technologicznym, jak mogłoby się wydawać. Tu nie chodzi o to, żeby w muzeum było dużo multimediów czy nowych technologii. Chodzi raczej o to, żeby przekaz, który muzeum chce przedstawić, był odpowiednio „opakowany” – by misja placówki była wsparta nowoczesnymi narzędziami komunikacji i narracji, dzięki którym może trafić do różnych, często bardzo zróżnicowanych grup odbiorców.

I to właśnie jest w tej nagrodzie najbardziej fascynujące. Muzea zgłaszające się do konkursu są bardzo wnikliwie analizowane przez jurorów EMYA – na wielu poziomach, szczególnie pod kątem tego, jak budują relacje ze swoją publicznością, jak na nią oddziałują, jak z nią współpracują. Myślę, że dla polskiego muzealnictwa to bardzo ważne, bo pokazuje różnicę między podejściem, jakie mamy zapisane w naszej krajowej ustawie o muzeach, a podejściem wynikającym z międzynarodowej definicji muzeum według ICOM.

W naszej definicji mówimy głównie o tym, co dzieje się wewnątrz instytucji — o gromadzeniu, przechowywaniu, badaniu zbiorów. Ale brakuje tam pytania: po co i dla kogo to robimy? A właśnie te pytania są kluczowe z perspektywy EMYA. I to są pytania, na które najlepsze muzea w Europie potrafią dziś odpowiedzieć.

P. R.: Jaką rolę pełni Narodowy Instytut Muzeów w kontekście takich wydarzeń jak EMYA?

P. F: To dla nas naprawdę bardzo ważne i cieszę się, że Pani o to pyta, bo mam do tego temat osobisty stosunek. W tym roku mija dokładnie 10 lat, odkąd Narodowy Instytut Muzeów – wcześniej funkcjonujący pod dłuższą nazwą Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów – pełni funkcję tzw. korespondenta narodowego EMYA, czyli punktu kontaktowego tej nagrody w Polsce.

Mam do tego szczególny sentyment, ponieważ dokładnie 10 lat temu pracowałam w tej instytucji i to ja zakładałam ten punkt. Byłam pierwszą osobą pełniącą funkcję korespondenta EMYA w Polsce. Już wtedy obserwowaliśmy dynamiczny rozwój muzealnictwa w naszym kraju – pojawiały się nowe placówki, nowe idee, innowacyjne podejścia. I zależało nam na tym, żeby pokazać to na arenie międzynarodowej.

Pamiętam moją pierwszą konferencję EMYA w 2014 roku w Estonii – wtedy nie było jeszcze żadnych polskich muzeów zgłoszonych do konkursu. Zachwyciłam się tym, co tam zobaczyłam, ale jednocześnie byłam absolutnie przekonana, że Polska również ma się czym pochwalić. I udało się – już po roku działania naszego punktu kontaktowego, w 2016 roku Muzeum POLIN zdobyło główną nagrodę EMYA, a Europejskie Centrum Solidarności otrzymało Nagrodę Rady Europy. To było wydarzenie bez precedensu – w kilkudziesięcioletniej historii EMYA tylko dwa razy zdarzyło się, że oba te wyróżnienia trafiły do jednego kraju: raz do Turcji i raz właśnie do Polski.

Można powiedzieć, że wtedy „huraganowo” weszliśmy na salony EMYA – i zostaliśmy. Przez ostatnie 10 lat w konkursie nominowanych było aż 31 muzeów z Polski. Raz zdobyliśmy główną nagrodę EMYA, dwukrotnie nagrodę Rady Europy, a sześć muzeów otrzymało specjalne wyróżnienia. To naprawdę silna pozycja.

Co roku mamy kilku nominowanych – w zeszłym roku było to pięć muzeów, w tym roku znów pięć – to najwięcej spośród wszystkich krajów uczestniczących. Nasza marka w EMYA jest dziś bardzo silna i stabilna. Cieszę się ogromnie, że właśnie w dziesiątą rocznicę tej obecności będziemy mieli szansę ponownie pokazać się szerokiej, europejskiej publiczności.

I mam ogromną nadzieję, że do Białegostoku przyjadą także przedstawiciele tych polskich muzeów, które dotąd nie uczestniczyły w EMYA, może nieco omijały ten format. To naprawdę wyjątkowe doświadczenie – święto europejskiego muzealnictwa, które warto zobaczyć na własne oczy i przeżyć osobiście.

P. R.: Nawiązując do tegorocznej edycji i tego, że w tym roku do nagrody EMYA zostało nominowanych aż pięć polskich muzeów – jak interpretuje Pani tę wysoką reprezentację naszego kraju?

P. F.: To wszystko świadczy o tym, że mamy w Polsce niezwykle kreatywnych muzealników.

I kiedy mówię „muzealnicy”, mam na myśli nie tylko kuratorów czy historyków, ale wszystkich pracowników i współpracowników muzeów – bo bez ich zaangażowania i kreatywności te wspaniałe instytucje po prostu by nie powstały.

Co równie ważne, ta atrakcyjność przekazu, którą dziś widzimy w polskich muzeach, nie dzieje się kosztem jakości merytorycznej. Przeciwnie – nowe muzea powstają w oparciu o rzetelne badania, solidne zbiory i w przypadku muzeów historycznych – także o autentyczne relacje świadków i ogromną pracę naukową. I to, moim zdaniem, jest klucz do sukcesu polskiego muzealnictwa.

Trzeba też pamiętać, że za tym sukcesem stoją konkretne inwestycje. W ostatnich latach zainwestowano ogromne środki publiczne – głównie z budżetu państwa – w rozwój muzeów. I dziś widzimy efekty tych wieloletnich działań. Właśnie dlatego tylu kandydatów z Polski bierze udział w EMYA – bo to jest owoc długofalowego, konsekwentnego wsparcia i pracy całego środowiska.

P. R.: Hasło tegorocznej edycji EMYA brzmi: „Wspólne działania na rzecz pamięci i solidarności”. Czy w przestrzeni dialogu społecznego i budowania wspólnoty jest w ogóle miejsce dla muzeów? Czy muzea takie, jak Muzeum Pamięci Sybiru pełnią istotną rolę?

P. F.: Powiedziałabym, że muzea pełnią nie tylko istotną, ale wręcz kluczową rolę. Oczywiście mówię to „pro domo sua”, bo to środowisko jest mi szczególnie bliskie, ale opieram się również na konkretnych wynikach programów i badaniach socjologicznych.

W ostatnich latach miałam okazję kierować Departamentem Dziedzictwa Kulturowego w Ministerstwie Kultury i koordynować program wieloletni „Niepodległa”, związany z obchodami stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. I choć jego celem nie było samo przygotowanie rocznicowych uroczystości, to przede wszystkim chodziło nam o coś znacznie głębszego – o wzmocnienie poczucia wspólnoty obywatelskiej.

To, co zdiagnozowaliśmy, to fakt, że przez ostatnie 200 lat, z powodu naszej trudnej i skomplikowanej historii, społeczeństwo polskie uległo atomizacji. Ufamy rodzinie, bliskim, ale już niekoniecznie instytucjom państwowym czy nieznanym ludziom. Program „Niepodległa” miał być odpowiedzią na to wyzwanie – narzędziem do wzmacniania więzi społecznych poprzez wspólne, wartościowe doświadczenia.

Program był szeroko zakrojony i otwarty na wiele środowisk: instytucje kultury, organizacje społeczne i inne podmioty. Łącznie odbyło się ponad 20 tysięcy wydarzeń, ale jedno jest pewne – to właśnie muzea odegrały w tym procesie absolutnie wyjątkową rolę.

Zrealizowały dziesiątki fenomenalnych wystaw, które nie tylko przyciągnęły tłumy, ale też znacząco podniosły ogólny poziom wystaw czasowych w Polsce. Co więcej, program sprzyjał współpracy między muzeami, co jeszcze kilka lat temu wydawało się trudne – dziś wypożyczanie obiektów z kilkudziesięciu instytucji to już standard.

Muzea także świetnie odpowiedziały na ogromne społeczne zapotrzebowanie na wartościowy czas spędzany wspólnie – z rodziną, w gronie bliskich. Ich oferta jest dziś naprawdę uniwersalna – skierowana do każdej grupy wiekowej i społecznej.

Doskonałym symbolem tej zmiany jest 11 listopada. Jeszcze dekadę temu większość muzeów była wtedy zamknięta. Dziś są tłumy – to jeden z tych dni, kiedy pójście do muzeum stało się naturalnym sposobem świętowania niepodległości. Galerie handlowe są zamknięte, park nie zawsze sprzyja jesiennemu spacerowi – a muzea otwierają się na ludzi, oferując im wspólnotowe przeżycie.

Wystawom towarzyszy też bardzo rozbudowany program edukacyjny i świetnej jakości publikacje, które zostają na dłużej. Naszym celem, gdy tworzyliśmy program, było, by każde dziecko, które brało udział w obchodach, za 50 lat mogło powiedzieć: „pamiętam, jak Polska świętowała stulecie niepodległości”. I jeśli to się uda, to w dużej mierze będzie to zasługa muzeów.

Oczywiście nie tylko muzeów – także takich działań jak projekt „Niepodległa do hymnu”, czy ogólnopolska akcja wspólnego śpiewania czterech zwrotek hymnu, co dziś jest już czymś oczywistym. Ale właśnie muzea odegrały w tym wszystkim gigantyczną rolę – i udźwignęły ją doskonale.

Był przygotowywany program kontynuacyjny, skierowany właśnie do muzeów, ale niestety nie został zrealizowany. Mam jednak nadzieję, że jeszcze do niego wrócimy, bo warto.

 P. R. : Na koniec – czego życzyłaby Pani polskim muzeom w kontekście EMYA 2025?

P. F.: Przede wszystkim życzyłabym polskim muzeom otwartości – zarówno na nowe pomysły, jak i na potencjalne partnerstwa, które mogą pojawić się przy okazji tegorocznej EMYA, organizowanej właśnie w Polsce. Oczywiście mocno trzymam kciuki za pięć naszych muzeów, które biorą udział w konkursie – to jest dla mnie naturalne.

Wiemy, że decyzje jury już zapadły, choć nie są jeszcze ogłoszone. Prezentacje odbywają się w momencie, gdy werdykt nie jest publicznie znany, ale został już ustalony. Dlatego równie ważne jak sama nagroda jest to, by finałowa gala – podczas której ogłoszony zostanie wynik – spotkała się z aprobatą i zrozumieniem publiczności. To znaczy, by uczestnicy i obserwatorzy mieli poczucie, że wybór jury współgra z tym, co sami zobaczyli i przeżyli w trakcie tych kilku dni. To nadaje całemu wydarzeniu ogromną siłę.

Jako osoba, która brała udział w wielu finałach EMYA, mogę powiedzieć jedno: to nie jest tylko gala wręczenia nagród. To wielodniowe święto muzeów – przestrzeń inspiracji, wymiany doświadczeń, poznawania nowych metod pracy z publicznością, nawiązywania relacji i partnerstw, które mogą zaowocować na lata. I tej otwartości właśnie życzę wszystkim polskim muzeom uczestniczącym w tegorocznej edycji.

A Państwu, jako gospodarzom tego wyjątkowego wydarzenia, życzę, by wszystko przebiegło sprawnie – choć jestem przekonana, że tak właśnie będzie. Życzę również, by udało się w pełni wykorzystać tę wyjątkową okazję. Okienko, które się otwiera dzięki organizacji EMYA w Polsce, to niepowtarzalna szansa, by wasza ważna misja mogła wybrzmieć szeroko, w całej Europie.

To ogromnie ważne, by tematy, które dziś wydają się typowe tylko dla Europy Wschodniej, stały się wspólną troską całego kontynentu. W dzisiejszych niespokojnych czasach głos krajów Europy Środkowo-Wschodniej powinien wybrzmieć szczególnie mocno. Nasze doświadczenia są unikalne, a zachodni odbiorca wciąż bardzo niewiele o nas wie. Państwo stworzyliście przestrzeń, w której to może się zmienić — i za to należy się ogromne uznanie. Chwała Wam za to. Mam nadzieję, że się uda.